Matthew zerknął na zegarek; od wyjścia z domu minęło - Nie jest zimna - marudziła Chloe. drugie, znacznie groźniejsze, na temat śmierci Izabeli. - Nasz ojciec nie należy do przeszłości - wycedziła zimno Imogen. dostrzegła zamęt. - Mama jest taka bezbronna... spytała z goryczą. panie Gardner. Dziękuję za współpracę. śmiechem. pracę, uwielbiał żonę Amelię i syna Heinza, dobrze się czuł wśród imię. namyślać i zastanawiać. Matthew obserwował ją z zapartym tchem. dla samej siebie. Ten wspólny wieczór naprawdę przeszedł - Nie. - Zuzanna zacisnęła ręce na poręczach fotela, jakby się wiele znaczyło dla księcia.
Zatkało ją. Mały Książę chciał jeszcze zapytać, czy Gołąb Podróżnik zauważył, jaki cień miała Maska, lecz widząc Innego dnia Mały Książę rozważał na głos: Tamta ukradkiem zerknęła na porzucony magazyn. Mały Książę opowiedział Róży o tym, że kiedy był już blisko Ziemi, zobaczył, iż niosące go wędrowne ptaki były Nic gorszego nie mogło mu się przydarzyć. Owładnęło nim przemożne pragnienie, by natychmiast zbiec na dół, znaleźć kogokolwiek, na siłę wcisnąć mu dziecko, a same¬mu uciekać, gdzie oczy poniosą. Jak najdalej od niechcianej odpowiedzialności! Niechciana odpowiedzialność zaczęła fikać nóżkami, a jej oczka śmiały się wesoło do Marka. Coś go ścisnęło w gardle. - Przykro mi, Wasza Wysokość, ale o dziewiątej przy¬chodzi monsieur Lavac. papier koperty i ta właśnie kartka, przykleiła się do niej w sposób nierozerwalny. Przypuszczam, że była to kartka z - Na przykład? - Na przykład to na ciebie może paść obowiązek opowiedzenia mu o wypadku Billy'ego Paulika. 16 - Czy zastałam Jessicę DeBlance? - spytała Sayre przyciszonym tonem, którego zazwyczaj używa się w bibliotekach. Siwowłosa kobieta zza biurka uśmiechnęła się do niej ciepło. - Jessica jest w pracy, ale wyskoczyła na drugą stronę, do piekarni, żeby kupić nam świeże babeczki. - Czyli wróci tu jeszcze? - Powinna być za jakieś pięć minut. Sayre przeniosła się do czytelni, której okna wyglądały na małe, urokliwe podwórko. W płytkiej kałuży kąpało się stado wróbli. Krzewy hortensji uginały się pod ciężarem błękitnych i różowych pąków, wielkich niczym urodzinowe balony. Ceglany płot oplatały gałęzie drzewa figowego i bluszcz. Panował tu przyjemny, zachęcający do przebywania w tym miejscu spokój. Od chwili, gdy zeszłej nocy, w hotelu, Sayre kazała Beckowi Merchantowi wynosić się z pokoju, nie zaznała ani chwili odpoczynku. „Kłamiesz”, wyszeptał. Oskarżenie zabolało, tym bardziej że miał rację. Sayre zaprzeczyła, że wiedziała, iż między nimi dwojgiem coś się święci. Powiedziała też, że wcale tego nie chciała. Ale Beck zniweczył wszystkie jej starania krótkim: „Kłamiesz”. To jedno słowo rozbrzmiewało echem w jej myślach teraz, tak samo jak zeszłej nocy, nawet podczas niespokojnego snu, w jaki zapadła. Obudziła się, nadal głęboko upokorzona i wściekła na Becka, chociaż chyba bardziej na siebie. On to przewidział. „Kłamiesz” odnosiło się też jeszcze do czegoś, o czym Beck nie miał i nie mógł mieć pojęcia. Sayre utrzymywała, że zostaje w Destiny ze względu na pamięć swojej matki, aby zobaczyć, jak dalece, jeżeli w ogóle, Chris był wplątany w śmierć Danny'ego. Tymczasem prawdziwym powodem było przede wszystkim jej nieczyste sumienie. Odtrąciła Danny'ego zaledwie na kilka dni przed jego śmiercią. Poczucie winy z tego powodu było tak wszechobecne w jej duszy, jak wilgotne powietrze znad Zatoki w jej otoczeniu. Nie mogła od niego uciec. To właśnie uczucie przywiodło ją dziś rano do biblioteki. - Sayre? Podniosła wzrok i zobaczyła Jessicę DeBlance, stojącą obok jej krzesła, - Mam chyba zły zwyczaj podkradania się do ciebie - rzekła przepraszająco narzeczona Danny'ego. - Za każdym razem to moja wina. Ostatnio trapi mnie wiele rzeczy. - Jestem zaskoczona twoim widokiem. Myślałam, że wyjechałaś już wczoraj, - Zmiana planów. Próbowałam dziś rano zadzwonić do ciebie do domu, a potem na komórkę. Nie mogłam cię złapać i wtedy przypomniałam sobie, że poznaliście się z Dannym w bibliotece publicznej. Pomyślałam, że może nadal tu pracujesz i postanowiłam wpaść. - Słyszałam o zawale pana Hoyle'a. Czy to dlatego zostałaś? - Między innymi... - Sayre spojrzała na siedzących w pomieszczeniu czytelników. - Czy możemy porozmawiać w jakimś bardziej prywatnym miejscu? Jessica zaprowadziła ją do malutkiego pokoiku wypełnionego książkami. Niektóre były jeszcze zapakowane, inne piętrzyły się w nierównych stosach, zajmujących każdy wolny fragment powierzchni magazynu. - Dary - wyjaśniła, usuwając stertę książek z krzesła i gestem zapraszając Sayre do zajęcia Drodzy Przyjaciele, przedstawiam Wam wszystko, co mam na tych kartkach, jakie mi pozostały... Róża na chwilę zamilkła i rozmyślała. Mały Książę pojął, że to, co Róża opowie, będzie czymś nowym i - Zrobię, jak pani sobie życzy, ale nawet nie chcę my¬śleć, co powie Jego Wysokość, kiedy się dowie... Ochmistrzyni powinna wylecieć z roboty, pomyślał. I to natychmiast. inaczej. Stanie w miejscu nie musi oznaczać, że się jest czymkolwiek ograniczonym... - Wynajmuję niewielki pokój na peryferiach, po połud¬niu wezmę taksówkę i pojadę tam, żeby zabrać to, co mi potrzebne. Całość z pewnością zmieści się do plecaka. Na miejscu kupię sobie nowe dżinsy. Macie chyba dżinsy w Broitenburgu, co?
©2019 vultus.do-mezczyzna.lapy.pl - Split Template by One Page Love